Bądź zawsze na bieżąco
z Serwisem Zdrowie!

Zapisz się na nasze powiadomienia, a nie ominie Cię nic, co ważne i intrygujące w tematyce zdrowia.

Justyna Wojteczek
redaktor naczelna zdrowie.pap.pl

Do góry
09.04.2024 , 10:18 Aktualizacja: 15.04.2024, 11:43

Internet w kieszeni dzieci i młodzieży – co poszło nie tak

Beata Igielska

Samotne, bez przyjaciół, z gorszymi od poprzedników osiągnięciami szkolnymi. Pokolenie Z w wielu krajach na całym świecie cierpi psychicznie: jest więcej prób samobójczych i depresji. Przygnębieni młodzi ludzie z opóźnieniem zakładają rodziny, rozpoczynają kariery. A to oznacza, że całe społeczeństwa poniosą konsekwencje socjologiczne i gospodarcze pewnych zaniechań - wynika z rozważań psychologa społecznego Jonathana Haidta.

Fot. PAP/P. Werewka Fot. PAP/P. Werewka

„Czy istnieje inny produkt konsumencki, z którego rodzice pozwoliliby swoim dzieciom korzystać stosunkowo swobodnie, gdyby wiedzieli, że u jednego na 10 dzieci wystąpi kompulsywne używanie, które zakłóci różne dziedziny życia i będzie przypominać uzależnienie?” – pyta Jonathan Haidt, amerykański psycholog społeczny w artykule na łamach serwisu internetowego gazety „The Atlantic”. Jest to rzecz o jego nowej książce „The Anxious Generation” (po polsku: niespokojne pokolenie).
Naukowiec powołuje się na międzynarodowe badania edukacyjne PISA, które od 2010 roku pokazują pogorszenie wyników edukacyjnych w matematyce, czytaniu i naukach ścisłych na całym świecie. Przypomina, że mniej więcej od 2010 r. nastolatki w bogatych krajach zamieniły proste telefony komórkowe na smartfony i znacznie większą część swojego życia towarzyskiego przeniosły do internetu – szczególnie na platformy mediów społecznościowych, których algorytmy od początku zostały pomyślane tak, żeby uzależniać.
 
Internet noszony w kieszeniach, dostępny w dzień i w nocy, zmienił wszystko: przyjaźnie, randki, seksualność, ćwiczenia, sen, naukę, politykę, rodziny, tożsamość. Również małe dzieci, w szkołach podstawowych i młodsze, dostawały od rodziców smartfony, tablety i laptopy. Taki to był postęp edukacyjny.

Konsekwencje nadmiaru internetu

„Dziś młodzi dorośli rzadziej się spotykają, uprawiają mniej seksu i wykazują mniejsze zainteresowanie posiadaniem dzieci niż poprzednie pokolenia. Częściej mieszkają z rodzicami. Jako nastolatkowie mieli mniejsze szanse na znalezienie pracy, a menedżerowie twierdzą, że trudniej się z nimi pracuje. Wiele z tych trendów zaczęło się od wcześniejszych pokoleń, ale większość z nich nabrała tempa wraz z pokoleniem Z” – pisze Jonathan Haidt w cytowanym artykule. Powołuje się przy tym na badania, które pokazują, że członkowie pokolenia Z są bardziej nieśmiali i mają większą awersję do ryzyka niż poprzednie pokolenia, a to może sprawić, że będą mniej ambitni.

Amerykański psycholog może mieć rację – nowe badania przeprowadzone przez Instytut Równości Gospodarczej Rezerwy Federalnej w St. Louis (St. Louis Federal Reserve’s Institute for Economic Equity) pokazują, że w USA wśród młodych ludzi w wieku od 18 do 24 lat więcej niż jedna osoba na trzy nie ma żadnych dochodów. W 2022 r. aż 13 proc. przedstawicieli tej grupy wiekowej nie pracowało i nie uczęszczało do szkoły. Obliczenia Banku Rezerwy Federalnej w Dallas pokazują, że odsetek ten rośnie od 1998 r.

Młode ssaki powinny się bawić

Jonathan Haidt zwraca uwagę, że w latach 80. XX wieku zaczęliśmy systematycznie pozbawiać dzieci i młodzież wolności, zabawy bez nadzoru, odpowiedzialności i możliwości podejmowania ryzyka, a właśnie to buduje kompetencje, dojrzałość i zdrowie psychiczne. Jednak zmiany w dzieciństwie przyśpieszyły na początku minionej dekady, kiedy i tak pozbawione niezależności pokolenie zostało zwabione do wirtualnego wszechświata, który wydawał się rodzicom bezpieczny, ale w rzeczywistości jest pod wieloma względami groźniejszy niż ten fizyczny.

„Twierdzę, że nowe dzieciństwo oparte na telefonie, które ukształtowało się mniej więcej 12 lat temu, powoduje, że młodzi ludzie chorują i blokuje się ich rozwój w dorosłości. Potrzebujemy dramatycznej korekty kulturowej i to teraz” – apeluje Haidt.

Psycholog przypomina, że rozwój mózgu jest „zależny od doświadczenia”, a określone części mózgu wykazują zwiększoną plastyczność w dzieciństwie. Dzieci i młodzież powinny zatem poszukiwać doświadczeń i ćwiczyć różnorodne zachowania. Synapsy i neurony, które są często używane, zostają zachowane, a te, które są używane rzadziej, zanikają. Jak twierdzą badacze mózgu, neurony, które uruchamiają się razem, łączą się ze sobą.

„Dla dzieci w każdym wieku jednym z najpotężniejszych czynników stymulujących naukę jest silna motywacja do zabawy. Zabawa to zajęcie dzieciństwa, a wszystkie młode ssaki mają to samo zadanie: mobilizować swoje mózgi, bawiąc się energicznie i często, ćwicząc ruchy i umiejętności, których będą potrzebować w wieku dorosłym. Młode ssaki chcą się bawić, potrzebują się bawić, a pozbawione zabawy stają się upośledzone społecznie, poznawczo i emocjonalnie” – dowodzi Haidt.

Przedstawiciele starszych pokoleń dzieciństwo i dorastanie spędzali na powietrzu, podwórku, bawiąc się, eksplorując i nawiązując intensywnie kontakty towarzyskie – w dużej mierze bez nadzoru dorosłych. To pozwalało dokonywać własnych wyborów, rozwiązywać własne konflikty i dbać o siebie nawzajem. Zawiązywały się przyjaźnie, dzieci miały pojęcie o dynamice społecznej małych grup, a to przygotowywało do sprostania wyzwaniom w większych zbiorowościach.

Zmiana dzieciństwa – nadopiekuńczość i spędzanie czasu w domu

Haidt zauważa, że już pod koniec lat 70. i 80. XX wieku, przed pojawieniem się internetu wielu rodziców zaczęło obawiać się, że ich dzieci mogą zostać skrzywdzone lub porwane, jeśli pozostaną bez nadzoru. Pojawienie się telewizji kablowej umożliwiało całodobowe relacjonowanie przypadków zaginięć. Ludzie przestali znać sąsiadów i ufać im, podobnie przestali ufać instytucjom, a to wzmogło ich lęki. Coraz trudniej było dostać się na dobre studia. „W latach 90. amerykańscy rodzice zaczęli zaciągać dzieci do domów lub nalegać, aby popołudnia spędzali na zajęciach wzbogacających prowadzonych przez dorosłych. Przepadły swobodna zabawa, niezależna eksploracja i czas spotkań nastolatków.” – pisze amerykański psycholog.
 
Jego zdaniem nadopiekuńczość to jedna sprawa. Inna – to stały postęp w technologii cyfrowej, młodzi ludzie mogli spędzać znacznie więcej czasu w domu, w pomieszczeniach zamkniętych i samotnie w swoich pokojach.
 
Co gorsza, firmy technologiczne uzyskały dostęp do dzieci 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu. Eksperci opracowali ekscytujące wirtualne zajęcia zaprojektowane z myślą o „zaangażowaniu”, które w niczym nie przypominają doświadczeń w świecie rzeczywistym. tak ewoluowały młode mózgi.

Dlaczego milenialsom internet nie zaszkodził, a zetkom tak?

Haidt zwraca uwagę na przemiany internetu zapoczątkowane w pierwszej dekadzie XXI wieku, szczególnie na wprowadzenie platform społecznościowych. Początkowo pomagały one ludziom nawiązać kontakt ze znajomymi, a zarazem uczyniły publikowanie oraz udostępnianie treści znacznie łatwiejszym. Nastolatki co prawda zaczęły z tego korzystać od razu, ale nie miały do nich dostępu non stop. Do korzystania z mediów społecznościowych niezbędny był komputer podłączony do sieci. Tymczasem do drugiej dekady XXI wieku wielu nastolatków miało proste telefony komórkowe, ze słabym łączem, małym ekranem i zazwyczaj tylko z niewygodną klawiaturą numeryczną. Zmieniły to m.in. technologia LTE i urządzenia z ekranami dotykowymi.

„Nie widziałem żadnych dowodów sugerujących, że proste telefony komórkowe szkodzą zdrowiu psychicznemu milenialsów” – stwierdza Haidt. Jego zdaniem „od 2010 do 2015 roku dzieciństwo w USA (i wielu innych krajach) zostało przekształcone w formę bardziej siedzącą, samotną, wirtualną i niezgodną ze zdrowym rozwojem człowieka. (…) Dzieciństwo oparte na telefonach (...) – obejmujące nie tylko same smartfony, ale wszelkiego rodzaju urządzenia podłączone do internetu, takie jak tablety, laptopy, konsole do gier wideo i smartwatche – nadeszło pod koniec okresu ogromnego optymizmu na temat technologii cyfrowej” – dodaje.

Daj dziecku smartfon, zyskasz spokój

Urządzenia z ekranem dotykowym rodzice postrzegali jako wybawienie: spokój w restauracji, w czasie długiej podróży samochodem, w domu, tylko dajmy dzieciom to, czego najbardziej pragnęły – smartfony i tablety.
 
„To samo dotyczyło starszych dzieci, które desperacko chciały dołączyć do znajomych na platformach społecznościowych, gdzie minimalny wiek umożliwiający otwarcie konta został określony przez prawo na 13 lat, mimo że nie przeprowadzono żadnych badań w celu ustalenia bezpieczeństwa tych produktów dla nieletnich. Ponieważ platformy nie zrobiły nic (i nadal nic nie robią), aby zweryfikować podany wiek osób ubiegających się o nowe konto, każdy 10-latek mógł otworzyć wiele kont bez zgody i wiedzy rodziców, i wielu tak zrobiło. (…) Rodzice nie chcieli, aby dzieci były odizolowane i samotne, dlatego nie zmuszali do zamykania kont” – stwierdza psycholog społeczny.

Większość życia przed ekranem

Porzućmy na chwilę rozważania Haidta i przyjrzyjmy się polskim danym na temat czasu spędzanego w internecie. Jak wynika z pierwszej edycji badania „Brzdąc w sieci”, w Polsce dzieci do 6 roku życia korzystają z ekranów dość dużo: co dziesiąte dziecko już w okresie przed pierwszymi urodzinami (sic!) i nawet do 75 proc. maluchów w wieku 3-6 lat. Co gorsza, średnio w dni powszednie kilkulatki spędzają przed ekranem 1,5 h dziennie, a w weekendy i wakacje jeszcze więcej. Badanie „Brzdąc w sieci” pokazało, że internauci samodzielnie korzystający z sieci są coraz młodsi: 7 lat 9 miesięcy. Średni wiek inicjacji używania urządzeń ekranowych to 2 lata i 2 miesiące. Aż 54 proc. dzieci w wieku 0–6 korzysta z urządzeń mobilnych. Średnio przed ekranem spędzają 1 godz. 15 min.

„Ogólnopolskie badanie higieny cyfrowej 2022” pokazuje, że tylko ok. 14 proc. dorosłych kontroluje swój czas przed ekranem, a ok. 20 proc. ogranicza liczbę powiadomień. Tylko co czwarta osoba spożywa posiłki bez ekranu w zasięgu wzroku i co piąta usuwa ekran z zasięgu wzroku, gdy robi coś ważnego, wymagającego skupienia. Ponad 9 proc. unika używania urządzeń ekranowych przed snem i nie kładzie telefonu przy łóżku.

Pandemia spowodowała znaczne zaburzenia higieny cyfrowej. Obecnie czas ekranowy w dni powszednie wynosi 5,35 godz., a w weekendy 6,16 godz. Przy czym respondenci zazwyczaj nie biorą pod uwagę faktu, że pracują przed komputerem. Do tego korzystają z telefonu plus mają smartwatche. Czyli praktycznie non stop są w sieci. Ponad 90 proc. Polaków po 15 roku życia to multiscreenersi – mają otwartych wiele ekranów jednocześnie, np. sprawdzają jakąś informację, jednocześnie przeglądając ofertę sklepu internetowego oraz oglądając film.

To są bardzo alarmistyczne statystyki, a jednak nie uwzględniają czasu, jaki nastolatki spędzają, poświęcając jedynie częściową uwagę wydarzeniom w prawdziwym świecie, myśląc o tym, czego im brakuje w mediach społecznościowych lub czekając, aby telefon zawibrował od powiadomień. Do tego dochodzi chaos z powodu potwornej ilości konsumowanych treści oraz setek „przyjaciół” i „obserwatorów”. Wszystko to wymaga uwagi i reakcji, komentarzy, polubień, wiadomości, postów, rolek, głosówek i tiktoków. Pierwsza rzecz po przebudzeniu – telefon w ręku. Ostatnia rzecz przed snem – telefon w ręku.

Nic dziwnego, że współczesne nastolatki od początku minionej dekady coraz mniej śpią, ale też mniej się ruszają – co jest niefortunne, ponieważ ćwiczenia, podobnie jak sen, poprawiają zdrowie psychiczne i fizyczne. Czytanie książek spada od dziesięcioleci, wypierane przez cyfrowe alternatywy, ale spadek przyspieszył… również od 2010 roku.

Dlaczego interakcje w świecie rzeczywistym są konieczne?

Zdaniem Haidta być może najbardziej druzgocącym kosztem nowego dzieciństwa opartego na telefonie było skrócenie czasu spędzanego na interakcji z innymi ludźmi twarzą w twarz. Psycholog podaje, że do 2019 r. czas spędzany przez młodych ludzi z przyjaciółmi spadł do zaledwie 67 minut dziennie. Tymczasem interakcje w świecie rzeczywistym są konieczne, bo są cielesne – do komunikacji używamy rąk i mimiki oraz uczymy się reagować na mowę ciała innych. Natomiast wirtualne interakcje opierają się głównie na samym języku.

„Bez względu na liczbę emotek, wyeliminowanie kanałów komunikacji, do których jesteśmy przygotowani ewolucyjnie, prawdopodobnie doprowadzi do powstania dorosłych, którzy będą gorzej sobie radzić w kontaktach osobistych” – dowodzi Haidt.

Ponadto, zdaniem psychologa, interakcje w świecie rzeczywistym są synchroniczne; dzieją się w tym samym czasie. To zaś sprawia, że czujemy się bliżej drugiej osoby. Tekstówkom, postom i wielu innym wirtualnym interakcjom brakuje synchronizacji. Mniej prawdziwego śmiechu, więcej miejsca na błędną interpretację i więcej stresu po komentarzu, który nie spotyka się z natychmiastową reakcją.

Po trzecie, interakcje w świecie rzeczywistym obejmują przede wszystkim komunikację jeden na jeden, a czasami jeden na kilka. Jednak wiele komunikatów wirtualnych jest transmitowanych do potencjalnie setek odbiorców, co zakłóca głębię komunikacji. Po prostu nie da się być „mocno” i „naprawdę” z setkami osób. Robimy teatr, aby się odpowiednio „sprzedać”. To zaś wywołuje większy niepokój niż rozmowy indywidualne.

Co równie ważne, zdaniem Haidta, interakcje w świecie rzeczywistym zwykle odbywają się w społecznościach, które mają wysokie wymagania, by do nich wejść i by z nich wyjść. Dlatego ludzie są silnie zmotywowani do inwestowania w relacje i naprawiania ich. W sieciach wirtualnych natomiast można z łatwością blokować lub opuszczać grupę, gdy jest się niezadowolonym.
 
„Interakcje online mogą uwypuklić zachowania aspołeczne, których ludzie nigdy nie przekazaliby w swoich społecznościach offline. Ale jeśli życie w internecie odbija się na dorosłych, wyobraźcie sobie, co to robi z nastolatkami we wczesnych latach dojrzewania, kiedy ich mózgi «oczekujące na doświadczenia» przebudowują się w oparciu o informacje zwrotne z interakcji społecznych. (…) Dzieci przechodzące okres dojrzewania w internecie prawdopodobnie częściej doświadczają porównań społecznych, samoświadomości, publicznego zawstydzenia i chronicznego lęku niż nastolatki z poprzednich pokoleń, co może potencjalnie wprawić rozwijający się mózg w nawykowy stan obronny. Mają tendencję do postrzegania świata jako pełnego zagrożeń i są bardziej podatni na zaburzenia lękowe i depresyjne” – spekuluje Haidt.

***
Wkrótce napiszemy o skutkach życia przed ekranem oraz o pomysłach Jonathana Haidta na zaradzenie problemowi uzależnień od ekranów.

Beata Igielska, zdrowie.pap.pl

Źródła:

Artykuł, który jest adaptacją książki Jonathana Haidta „The Anxious Generation: How the Great Rewiring of Childhood Is Causing an” 
https://www.theatlantic.com/technology/archive/2024/03/teen-childhood-smartphone-use-mental-health-effects/677722/

Gen Z Increasingly Has No Income, Cannot Retire or Buy Houses (businessinsider.com)

„Ogólnopolskie badanie higieny cyfrowej 2022”: https://cyfroweobywatelstwo.pl/wyniki-badania-higieny-cyfrowej/ 

Copyright

Wszelkie materiały PAP (w szczególności depesze, zdjęcia, grafiki, pliki wideo) zamieszczone w portalu "Serwis Zdrowie. Postaw na Wiedzę" chronione są przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Treści publikowane na portalu „Serwis Zdrowie. Postaw na Wiedzę!” mogą być bezpłatnie wykorzystywane przez media pod warunkiem spełnienia postanowień regulaminu „Serwisu Zdrowie. Postaw na Wiedzę!”. „Portal Serwis Zdrowie. Postaw na Wiedzę” ma charakter informacyjno-edukacyjny i nie może być traktowany jako źródło porad medycznych. W sytuacji problemów ze zdrowiem należy udać się po pomoc do odpowiedniego profesjonalisty medycznego.
Id materiału: 3811

Najnowsze

 

ZAPISZ SIĘ DO NEWSLETTERA

Co tydzień dostaniesz: najciekawsze artykuły, wywiady i filmy z Serwisu Zdrowie, a także zapowiedzi - materiałów na następny tydzień, konferencji i wydarzeń.

Postaw na wiedzę!

Regulamin

Ta strona korzysta z plików cookie. Sprawdź naszą politykę prywatności, żeby dowiedzieć się więcej.